piątek, 20 lutego 2015

Nie wyobrażam sobie...

Wiosenne i jesienne wyjazdy do ogrodu to jedna z większych przyjemności w życiu,
ale nic nie zastąpi obcowania z ogrodem na co dzień! 
Toteż przez całe wakacje mieszkam z rodziną w swoim ogrodzie, tzn. w domu :D 

Strasznie fajnie wegetuje się w towarzystwie swoich ulubionych roślin :D


 Choć mam dość bujną wyobraźnię i jestem skończonym maniakiem kwiatowo/hostowym :D nie wyobrażam sobie ogrodu bez sadu i warzywnika!


A choć zazwyczaj bardzo cenię to, co stare, w sadzie nie wyobrażam sobie wielkich drzew,
jakie rosły kiedyś u moich rodziców! 


Wolę zrywać jabłka z niewysokich jabłonek, zamiast czekać na podziobane przez ptaki i obite podczas spadania owoce ;-)



Zresztą, prawdopodobnie i tak w moim sadku nie miałabym szans na stare, wielkie drzewa...
Nieprzepuszczalna gleba i wysoki poziom wód gruntowych zmuszają mnie do regularnego dosadzania nowych drzewek :( 
Ale w tej kwestii i tak się nie poddam :D Nigdy w życiu!

Ostatnie 3 jabłonki posadziłam na piedestale :-)


Nie wyobrażam sobie mieszkania na wsi i kupowania owoców i warzyw w miejskich marketach...

Najwcześniejsze smaczki ogrodowe zawdzięczamy jagodzie kamczackiej.


Po niej przychodzi kolej na truskawki. Oprócz normalnej, mam też odmianę owocująca, z małą przerwą, do samych mrozów :-)


A potem zaczyna być dużo wszystkiego! Najgorzej wspominam klęskę urodzaju z jednej sadzonki cukinii :D

W tym roku musiałam sobie zrobić przerwę, żeby pozbyć się traumy ;-)







Zawsze sobie powtarzam, że nie świeci garnki lepią. 


Spróbowałam w ogrodzie uprawy prawie wszystkiego owocowo-warzywnego, włącznie z arbuzami (na kompostowniku), więc z czystym sumieniem mogę powtórzyć inne swoje ulubione powiedzonko, że dla chcącego NIC trudnego!!!




Zupełnie nie rozumiem, jak można mieć ogród i nie uprawiać w nim 
owoców i warzyw! Jaka to strata potencjału ogrodu i ogrodnika!!!



Na koniec jeszcze moje mocno denerwujące niektórych powiedzonko ;-) 
Ogród bez warzywnika jest jak dom bez kuchni :D 
A co tam, powiem więcej: jest jak ciało bez duszy!!! ;)

Serpentyną do ogrodu...

Mieszkam w północno-wschodniej Polsce, na północnym skraju
średnio dużego miasta.
Jeszcze niedawno z dwóch północno-wschodnich okien widziałam
sielskie widoczki: łąki i pola uprawne, a na horyzoncie las... 
Radośnie uprawiałam więc liczne rośliny parapetowe i ogródek balkonowy.
Ale nic nie trwa wiecznie, zatem któregoś dnia i to się zmieniło...

Coraz chętniej wsiadam do samochodu i odjeżdżam z miasta S.
do innego świata...

Najpierw szybkie 10 kilometrów drogą krajową... 
Potem niebezpieczny zjazd w lewo...
A dalej już nie-spiesz-nie, drogą gminną, ale jak z bajki :-)
jadę do mojego ogrodu...




Zjeżdżając z krajowej Ósemki, obserwuję na samochodowym czujniku stopniowy spadek temperatury, zazwyczaj o 2 stopnie.
Ale oszałamiające widoki, ostre zakręty i ciągła huśtawka zjazdów i podjazdów odwracają uwagę od tego szczegółu.
Przypomnę sobie o nim dopiero u bram ogrodu...
Wiatr od jeziora nie raz ugasił już mój zapał do
ogródkowania ;-)


5 kilometrów bajki zazwyczaj mija szybko... Czasem przedłużam te chwile, 
wysiadając z samochodu zaparkowanego w zatoczkach na wąskiej drodze...




Na pamiątkę zachwytów zostają zdjęcia...


Jest pięknie... magicznie... dziko i naturalnie... Niezależnie od pory roku... 


Zapraszam
Siberia